10.

– To najlepszy rezultat, jaki moglismy osiagnac, panie prezydencie – powiedzial sekretarz stanu. – Osobiscie uwazam, ze Edwin Campbell zrobil dla nas wspaniala robote w Castletown.

Wokol biurka prezydenta w Owalnym Gabinecie zasiedli tym razem sekretarze stanu, obrony i skarbu, a takze Robert Benson z CIA i Stanislaw Poklewski. Za wysokimi oknami gabinetu przenikliwy wiatr smagal roze w ogrodzie. Snieg juz stopnial, ale pierwszy dzien marca byl ponury i nie zachecal do spacerow. Matthews polozyl reke na grubym skrypcie, lezacym przed nim na biurku; byl to projekt porozumienia, opracowany w Castletown.

– Wielu rzeczy tutaj nie rozumiem – wyznal – nie jestem specjalista. Ale komentarz dostarczony przez Departament Obrony zrobil na mnie jak najlepsze wrazenie. Jedno wiem na pewno: jesli odrzucimy traktat teraz, kiedy ich Biuro Polityczne juz go zaakceptowalo, nie bedzie powrotu do negocjacji. Po prostu za trzy miesiace sprawa zakupu zboza bedzie dla Rosji musztarda po obiedzie. Beda juz mieli kleske glodu, Rudm odejdzie, a Wiszniajew rozpeta wojne. Mam racje?

– To sie wydaje rzeczywiscie nieuniknione – zgodzil sie Lawrence.

– A teraz druga strona rachunku: ile nas to kosztuje? – rzucil pytanie prezydent.

– Ten drugi dokument, tajny protokol handlowy – odezwal sie sekretarz skarbu – zobowiazuje nas do dostawy piecdziesieciu pieciu milionow ton zboz po cenie produkcji, a takze do sprzedazy technologii dla przemyslu naftowego, komputerowego i spozywczego za niemal trzy miliardy dolarow… sprzedazy w duzej mierze subsydiowanej przez nasz rzad. W sumie naklady Stanow Zjednoczonych na ten cel dochodza do czterech miliardow. Jednak rozlegle redukcje zbrojen po stronie przeciwnej pozwola nam odzyskac te sume, a nawet wiecej, dzieki zmniejszeniu naszych wydatkow obronnych.

– Jesli oczywiscie oni dotrzymaja zobowiazan – wtracil natychmiast sekretarz obrony.

– Ale jesli dotrzymaja, a musimy na razie w to wierzyc – skontrowal Lawrence – to, wedle rachunku panskich wlasnych ekspertow, przez co najmniej piec lat nie beda mieli zadnych szans na sukces w wojnie czy to konwencjonalnej, czy nuklearnej w Europie.

Prezydent William Matthews dobrze pamietal, ze w nadchodzacych wyborach – w listopadzie przyszlego roku – nie bedzie juz kandydowac. Gdyby jednak odchodzac zdolal zagwarantowac swiatu przynajmniej piec lat pokoju i zahamowac szalenczy wyscig zbrojen z lat siedemdziesiatych, zajalby w pamieci ludzkiej miejsce posrod wielkich prezydentow Ameryki. I takie wlasnie bylo wtedy – wiosna 1983 roku – jego najwieksze marzenie.

– Panowie – oswiadczyl – musimy zaaprobowac uklad w tej postaci. David, prosze zawiadomic Moskwe, ze akceptujemy uzgodnione w Castletown warunki i wysylamy naszych negocjatorow na ponowne spotkanie w celu ustalenia ostatecznego oficjalnego tekstu. Tymczasem mozemy juz zezwolic na ladowanie ziarna na statki. Niech beda gotowe do wyplyniecia z chwila zlozenia podpisow. To wszystko na dzis.

3 marca Azamat Krim i jego amerykanski ziomek dobili targu: kupili mocny i szybki kuter. Byla to jednostka z rodzaju tych, jakimi najchetniej posluguja sie wedkarze morscy, zarowno po brytyjskiej, jak kontynentalnej stronie Morza Polnocnego. Miala stalowy kadlub, czterdziesci stop dlugosci i mocny, szeroki poklad. Spiskowcy kupili ja okazyjnie w Ostendzie: miala rejestracje belgijska.

Przednia czesc kutra, okolo jednej trzeciej dlugosci, zajmowala kabina. Wewnetrzne schodki prowadzily na dol, do ciasnej przestrzeni mieszkalnej, w ktorej oprocz czterech koi miescila sie jeszcze malutka lazienka i turystyczna kuchenka gazowa. Tylna czesc pokladu, oddzielona od przedniej wysoka grodzia, otwierala sie na rufie wprost na wodny zywic. Pod pokladem pracowal potezny silnik, zdolny szybko transportowac wedkarzy na polnocne lowiska i z powrotem.

Krim i jego towarzysz poprowadzili kuter z Ostendy wzdluz belgijskiego wybrzeza na wschod, do Blankenberge. Tutaj, zacumowany w porcie jachtowym, nie zwracal niczyjej uwagi. Wiosna zawsze sciagaly tu rzesze smialych morskich lowcow, z ich osobliwymi lodziami i specjalistycznym sprzetem. Amerykanin pozostal na kutrze, by sprawdzic i wyregulowac silnik. Krim wrocil do Brukseli, do mieszkania, w ktorym Andrew Drake zdazyl juz przeksztalcic kuchenny stol w warsztat; Tatar zastal go calkowicie pochlonietego robota.

Juz po raz trzeci w trakcie swego dziewiczego rejsu “Freya” przekroczyla rownik. Siodmego marca, plynac nadal kursem SSW, weszla do w Kanalu Mozambickiego. Statek trzymal sie ciagle szlaku o glebokosci ponad stu sazni, majac stale pod kilem wiecej niz 200 metrow przezroczystych wod oceanu. Jego kurs prowadzil nieco dalej od wybrzeza niz glowne szlaki zeglugowe. Od wyjscia z Zatoki Omanskiej zaloga nie widziala ladu. Siodmego marca po poludniu, gdy statek mijal Komory, marynarze mogli, korzystajac z dobrej pogody, spacerowac po ponad 400-metrowej trasie gornego pokladu albo, wylegujac sie nad oslonietym basenem na pokladzie “C”, ogladac Wielki Komor. Szczyt dominujacej nad wyspa, gesto zalesionej gory ginal w chmurach, a dym z plonacego u jej stop poszycia lasu snul sie daleko nad zielonym morzem. Pod wieczor niebo pokrylo sie szarymi chmurami. Zaczal wiac sztormowy wiatr. Przed nimi byly jeszcze burzliwe wody wokol Przyladka Dobrej Nadziei i ostatni juz odcinek drogi, kurs na polnoc, na spotkanie z oczekujaca ich Europa.

Nastepnego dnia Moskwa udzielila oficjalnej odpowiedzi na propozycje prezydenta USA. Z zadowoleniem przyjeto jego osobista akceptacje przedlozonego projektu porozumienia. Zaaprobowano tez jego postulaty, by glowni negocjatorzy z Castletown spotkali sie jak najszybciej ponownie, aby opracowac ostateczny tekst.

Caly wolny tonaz radzieckiej marynarki handlowej znajdujacy sie w dyspozycji Sovfrachtu oraz liczne statki obcych bander, wyczarterowane w tym celu przez ZSRR, plynely juz po zboze w strone wschodnich portow Ameryki Polnocnej, zgodnie z amerykanska propozycja. Do Moskwy tymczasem dotarly pierwsze raporty o powaznym wzroscie sprzedazy miesa na wiejskich targach, co oznaczalo, ze zaczal sie juz masowy uboj zywca. Nawet w sowchozach i kolchozach, gdzie bylo to formalnie zabronione. Wyczerpywaly sie ostatnie rezerwy zboz, potrzebne na pasze dla zwierzat i do wyzywienia ludzi.

W prywatnym poslaniu do prezydenta Matthewsa Maksym Rudin wyrazil ubolewanie, ze ze wzgledu na stan zdrowia nie bedzie mogl osobiscie sygnowac porozumienia w imieniu Zwiazku Radzieckiego, chyba zeby jego uroczyste podpisanie odbylo sie w Moskwie. Proponowal w tej sytuacji, by oficjalnego zlozenia podpisow pod dokumentem dokonali ministrowie spraw zagranicznych obu panstw w Dublinie, 10 kwietnia.

Wiatry w okolicach Przyladka dely z piekielna sila. Skonczylo sie juz poludniowoafrykanskie lato, a jesienne sztormy pedzily od Antarktydy walac z calym impetem w Stolowa Gore. 12 marca “Freya” znalazla sie w glownym nurcie pradu Agulhas i przedzierala sie na zachod przez pokryte teraz groznymi, wielkimi jak gory falami, nadal zielone morze, przyjmujac pokladnica lewej burty najciezsze uderzenia sztormu.

Przenikliwe zimno panowalo na zewnatrz na pokladzie, ale nie bylo tam zywego ducha. Oslonieci podwojnymi szybami mostka kapitan Larsen, oficerowie wachtowi oraz sternik, radiooficer i dwaj inni mezczyzni ubrani byli w koszule z krotkimi rekawami. Otoczeni bezpiecznym cieplem, chronieni niezawodna technika statku przed zlosliwosciami aury, patrzyli tam, gdzie wysokie na czterdziesci stop fale, gnane z poludniowego zachodu wichrem o sile dziesieciu stopni, wznosily sie nad lewa burta “Freyi”, zawisajac nad nia na chwile nieruchomo, by wreszcie zwalic sie na jej ogromny poklad, przykrywajac znajdujaca sie na nim platanine rur i zaworow wscieklym wirem bialej piany. Tylko usytuowany najdalej na przodzie statku pomost dziobowy byl nieco widoczny za sciana pieniacej sie wody, sprawiajac wrazenie fragmentu jakiejs oddzielnej calosci. Ledwie splynela przez luki odplywowe piana z pierwszej, pokonanej fali, juz uderzala we “Freye” nastepna gigantyczna gora wodna. Statek calym ciezarem zanurzal sie w nastepnej fali. To sila 90 tysiecy koni mechanicznych maszyn statku umieszczonych trzydziesci metrow ponizej mostka kapitanskiego pchala statek i zatankowany w nim milion ton ropy w strone Rotterdamu. Wysoko w gorze krazyly i krzyczaly albatrosy z Przyladka, ale zamknieci na mostku za szybami z podwojnego pleksiglasu ludzie nie slyszeli ich zagubionych krzykow. Jeden ze stewardow podal im wlasnie kawe.

Dwa dni pozniej, w poniedzialek czternastego marca, Munro wyprowadzil samochod z dziedzinca biura radcy handlowego ambasady brytyjskiej i skrecil ostro w Prospekt Kutuzowa, do centrum miasta. Jechal do glownego gmachu ambasady, dokad zostal wezwany przez szefa kancelarii. Ich rozmowa telefoniczna niewatpliwie nagrywana przez KGB, dotyczyla “koniecznosci wyjasnienia drobnych szczegolow” zwiazanych ze zblizajaca sie wizyta delegacji handlowej z Londynu. Taka informacja oznaczala jednak naprawde, ze dla Adama jest jakas pilna szyfrowka.

W budynku ambasady przy Nabrzezu Maurice'a Thoreza, sekcja szyfrowa znajduje sie w podziemiu. To solidnie zabezpieczone pomieszczenie jest w dodatku regularnie kontrolowane specjalnymi “odkurzaczami”, ktore tym sie roznia od zwyklych, ze zamiast kurzu wyszukuja i usuwaja urzadzenia podsluchowe. Szyfranci sa pracownikami ambasady majacymi status czlonkow ich personelu dyplomatycznego, najstaranniej sprawdzanymi przez sluzby specjalne. Mimo to przychodza niekiedy wiadomosci, ktorych nie moze rozszyfrowywac w zwyklym trybie kazdy dyzurny szyfrant na normalnym dekoderze. Specjalne oznakowanie takich depesz przypomina, ze maja byc przekazane tylko jednemu, szczegolnie zaufanemu szyfrantowi, poslugujacemu sie dodatkowym, tylko przez niego uruchamianym dekoderem. Czasami tak wlasnie oznakowane depesze byly przeznaczone dla Adama Munro. Tak tez bylo i tym razem. Szyfrant do specjalnych poruczen znal rzeczywiste funkcje Munro, tylko dlatego, ze musial je znac ze wzgledu na charakter swoich zadan. Chocby po to, zeby chronic go przed ciekawoscia innych, ktorzy nic na ten temat nie wiedzieli i wiedziec nie powinni.